BLOG FESTIWALU
  • GŁÓWNA
  • PROGRAM
  • ZAPOWIEDZI
  • RECENZJE
  • WYWIADY
  • DOBRY PRETEKST
  • GALERIA
  • KONTAKT

Antyczny los

10/21/2019

0 Comments

 
Picture
Z Janem Hussakowskim, absolwentem wrocławskiej filii Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie (2016), studentem reżyserii na Akademii Teatralnej w Warszawie i reżyserem spektaklu „Reality show(s). Kabaret o rzeczach strasznych” na podstawie sztuki Przemysława Pilarskiego rozmawia Agata Łukaszuk​

Urodziłeś się w 1991 roku, więc problem transformacji jako źródła traum, jest Ci obcy. Dlaczego więc zdecydowałeś się wziąć na warsztat akurat ten tekst dramatyczny?
W tekście szukam energii, którą jestem w stanie przenieść na scenę. Urzeka mnie, że jest i śmiesznie, i wzruszająco, a tekst mówi o ważnych kwestiach społecznych, o ludziach, których transformacja w pewnym sensie znokautowała i pozostawiła na marginesie społecznym. W teatrze szukam też antycznego losu, gdzie jednostka ugina się pod wielkim kołem dziejów. W „Reality show(s)” nie jest to Elektra czy Edyp z rodu szlacheckiego, tylko Bożenka ze swoim mężem, którzy siedzą w kamienicy na Grochowie. Są w tym żywe emocje.

Punktem wyjścia jest sytuacja odcięcia się, izolacji, zamknięcia w sobie. Co musiałoby się stać żeby współcześni widzowie na 25 lat schowali się w swojej meblościance?
Traktuję tę historię metaforycznie, ale jest mnóstwo takich sytuacji życiowych. Jedną z inspiracji dla mnie jest zjawisko w Japonii, które nazywa się hikikomori. To są ludzie, którzy ze strachu społecznego zamknęli się w mieszkaniach i z nich nie wychodzą, są w głębokiej depresji, najczęściej utrzymują ich rodzice. Jeśli pracują, to zdalnie. Społeczeństwo japońskie jest bardzo nastawione na pracę, mamy tam do czynienia z zupełnie inną kulturą pracy niż w Europie. Ci ludzie nie są w stanie znieść presji społecznej, podejścia „you can do it”. Nasz świat kręci się wokół pieniędzy, najważniejsze jest, ile co jest warte. Wszystko to, co pcha młodych ludzi do samobójstwa może też skłonić ich do niewyściubiania nosa z własnego mieszkania.

Jesteś reżyserem, ale także absolwentem studiów na wydziale aktorskim. Czy to doświadczenie pomogło Ci w pracy nad spektaklem? A może staje się balastem – przeszkadza, bo wiesz, że potrafiłbyś zagrać to lepiej?
To zależy, ma to swoje zalety i wady. Gy widzę w pracy reżyserów, którzy nie są aktorami, to zazdroszczę im, że potrafią wymagać niemożliwego, z czym ja mam większy problem. Z drugiej strony wydaje mi się, że potrafię lepiej zrozumieć aktorów i też chyba lepiej się z nimi dogadywać. Bardzo mi również zależy, żeby wszyscy aktorzy rozumieli, co grają. Zalet jest chyba jednak więcej niż wad.

Czym inspirowaliście się tworząc muzykę?
Maciek (Zakrzewski, autor muzyki — przyp. red.) z wieloma pomysłami przychodzi sam. Uczestniczy w próbach, czerpie z aktorów i z tego, co dzieje się na scenie i pod to pisze muzykę. Sugerowałem mu, jaki efekt chciałbym osiągnąć poprzez muzykę w danych scenach, on podrzucał swoje propozycje, dużo rozmawialiśmy i wspólnie dochodziliśmy do porozumienia. Problem ze mną jest taki, że lubię dużo zmieniać przed premierą. W zasadzie cały spektakl został wywrócony do góry nogami na tydzień przed pierwszą prezentacją spektaklu, mieliśmy wtedy bardzo intensywne dni.

Czy nie kusiło Cię, by scenografia była mnie dosłowna?
Pomysł na meblościankę był od samego początku, ale sam mebel był trochę bardziej realistyczny: zamknięty od góry, w środku miał półki — taki był zamysł na samym początku. Bohaterowie dużo częściej wychodzili na zewnątrz. Ostatni tydzień spowodował, że zamknąłem ich w tej „puszce”.

W dramacie Pilarskiego nie ma sceny z sushi. Skąd pomysł, by pojawiła się w spektaklu?
Lubię kulturę trashową, chore poczucie humoru, które może być odbierane jako brutalne. Jedną z inspiracji jest dla mnie kanał na youtube „how to”. Można na nim znaleźć wideo porady, np. jak uśpić dziecko. Polega to na tym, że koleś rzuca lalką, rozbija na nim nachosy, polewa keczupem, wsadza do piekarnika itp. To jest brutalne i abstrakcyjne, a jednocześnie śmieszne. To są takie momenty, gdy człowiek nie za bardzo wie, co ma z tym zrobić i też to starałem się ująć w scenie z sushi.

Czy miało jakieś znaczenie, że jest to sushi wegetariańskie?
Nie, raczej chodziło o pokazanie polskiej biednej wersji sushi w programie śniadaniowym. To jest nawiązanie do telewizji śniadaniowej, gotowania na ekranie.

Na koniec opowiedz o Twoich najbliższych planach teatralnych.
Teraz robię asystenturę u Mariusza Trelińskiego w operze, kończę pierwszy set prób, od listopada zaczynam prowadzić kabaret w Teatrze Dramatycznym, w marcu w słupskim Nowym Teatrze zaczynamy próby do spektaklu, który będzie miał premierę na Festiwalu Nowe Epifanie w Warszawie. Jeszcze nie zdradzę tytułu, ale będzie to przedstawienie o niestandardowej miłości.
0 Comments



Leave a Reply.

Powered by Create your own unique website with customizable templates.
  • GŁÓWNA
  • PROGRAM
  • ZAPOWIEDZI
  • RECENZJE
  • WYWIADY
  • DOBRY PRETEKST
  • GALERIA
  • KONTAKT